XIII Zjazd Klubowy - Beskid Żywiecki - czerwiec 2008

Michał

 

 

 

NOC ŚWIĘTOJAŃSKA O SOBÓTCE - TRZYNASTY ZJAZD KLUBU GÓRY-SZLAKI - WIELKA RACZA - 21-22.06.2008

RELACJONUJE PETE

W Katowicach byłem o 5:40. Na dworcu czekał juz Mirek. Po chwili dotarł Zbyszek. Postanowiliśmy, że poczekamy jeszcze na Kornelię, która wcześniej coś pisała, że z nami pojedzie, ale nie byliśmy tego pewni. Godzina 6:00 - Kornelii nie ma, więc jedziemy do Rycerki Górnej. Krótka przerwa w Milówce i na parkingu pod Wielką Raczą znaleźliśmy się o 8:30. Parking ten jest świetnie położony - w leśnym otoczeniu, nad potokiem. Jako następna przyjechała grupa Królika - razem z nim Jadzia, Zanzara, McGregor i Tknp. Pierwsze słowa jakie padły po przywitaniu to: "Pete - doszliśmy do wniosku, że piszesz relację". Później na parking dotarły Doris i Marynia. Największą niespodziankę zrobił nam Maciek, który przywiózł kogo? Kornelię. Ktoś z nas powiedział, że już wątpił w jej istnienie… W końcu została niedawno nazwana na forum przez Turystykona kobietą-widmem. Po krótkich przygotowaniach wyruszyliśmy na trasę. Żółty szlak na Wielką Raczę przebiegał praktycznie cały czas lasem.

Kiedy dotarliśmy do schroniska, od razu wykupiliśmy noclegi. Usytuowano nas w trzech pokojach. Zdenerwowała nas trochę obsługa, bo kiedy Królik poprosił o szklankę, facet w bufecie chciał mu dać plastikowy kubek. Zdecydowana reakcja Królika wywołała krzywe spojrzenie obsługującego (jak się okazało syna Edwarda Hudziaka - gospodarza Markowych Szczawin).

Posiedzieliśmy chwilę przed schroniskiem, zrobiliśmy grupowe fotki, w trakcie których dotarł do nas Krzychu. Postanowiliśmy z inicjatywy Mirka wybrać się na Słowację do Chat pod Raczą. Po drodże mineliśmy kilka nieczynnych wyciągów. Szczególne zainteresowanie wywołał jeden z nich, gdyż był kabinowo-krzesełkowy. Przy zejściu do chat stała nieco inna ścianka wspinaczkowa. Komisyjnie stwierdzono, że nie nadaje się ona do użytku.

Otwarta była tylko jedna chata pod Raczą. Przed chatą zobaczyliśmy grupę dzieci bawiącą się na trampolinie. Królik z wielką checią poczedłby się tam pobawić, ale prawdopodobnie nie wpuszczano tam większych dzieci... W chacie nie obyło się bez zamówienia vyprazanego syru s hranolkami i tatarskou omackou.

Szlakowskaz przy chacie powiedział nam, że w pobliżu jest jakiś taras widokowy. Udaliśmy się więc tam. Okazało się, że nie ma tam nic poza rozpadającą się ławkę i widokiem wyłącznie na Rozsutec. Wróciliśmy do chaty, po czym zaczęliśmy podejście pod szczyt Wielkiej Raczy. Przy jednym z wyciągów spotkaliśmy MaciejaBerję z Agnieszką. Zrobiliśmy tam też fotki na nieczynnych krzesełkach. Na Wielkiej Raczy czekał już na nas Turystykon siędzący na platformie widokowej. Chmury zawisły nad Wielką Raczą i wydawało się, że zaraz nieźle popada. Pytaniem, które padało najczęściej było: "Kto ma klucz?". Może to być z całą pewnością nasze nowe klubowe powiedzenie. Na skutek tego, że byliśmy ulokowani w trzech różnych pokojach, wynikło kilka śmiesznych sytuacji. Wyszło na to, że w bufecie nie ma klucza do pokoju Maryni i Doris. Pokój dzieliły one jeszcze z dwoma innymi paniami. Marynia i Doris próbowały otworzyć pokój, ale był zamknięty. Szukały tych dwóch pań wszędzie, ale nic z tego. Poszły więc jeszcze raz do bufetu zapytać, czy nie ma tam klucza. Oczywiście nie było. W pewnym momencie weszły na góre sprawdzić, czy tym razem jest otwarty i był. Okazało się, że tamte dwie panie były w toalecie, kiedy ich szukano.

Do schroniska przyszła na nocleg kolejna grupa ludzi. Wsród nich był turysta z gitarą. Zapowiadało się na to, że zaraz będzie ogromna ulewa. Część z nas się jednak nie poddawała i siedzieliśmy przed schroniskiem, myśląc, że ognisko staje się coraz mniej realne. Lecz chmury przeszły w innym kierunku i przebiło się przez nie Słońce. Oświetlało szczyty Małej Fatry, tworząc niesamowity efekt. Najpiękniej prezentował się Wielki Rozsutec. Kiedy go podziwialiśmy, na Wielką Raczę weszli OlaMania, OliTata i Tata OliTaty. Widoki były coraz piękniejsze, więc postanowiliśmy wejść po raz kolejny na drewnianą platformę widokową. Wyglądało na to, że jednak jest szansa na ognisko, więc Królik i Mirek konkretnie się narąbali... drewna. Ognisko rozpaliliśmy zaraz przy schronisku.

Naszym pogaduchom wtórował gitarzysta, którego zaprosiliśmy wraz z jego grupą. Grał on przez 4 godziny i nie powtórzył żadnej piosenki. Nastrój był niezwykle klimatyczny. Duszą historycznych pogadanek był Maciek. Kornelia opowiadała o swojej babiogórskiej pracy, a MaciejBejra zachęcał wszystkich do przejścia długodystansowego szlaku. Kiełbaski z raczańskiego ogniska były wyśmienite. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy usłyszeliśmy, że Rosja wygrała z Holandią 3:1. Ognisko zakończyliśmy o północy. Większość z nas planowała pójście na platformę widokową o wschodzie Słońca. Udało się to chyba tylko Krzychowi. Wstaliśmy około godz. 8.00. Wiele osób z naszej grupy zamówiło w bufecie jajecznicę, na którą trzeba było czekać chyba z pół godziny. Jeszcze dłużej musieli czekać zamawiający jajecznicę na kiełbasie. Kiedy Królik zamawiał jajecznicę, wcześniej wspominany obsługujący wyciągnął siekierę i miał pretensje, że jest porysowana, wskazując na ślady. Doszliśmy do wniosku, że gdyby pożyczył nam łopatę, a ubrudzilibyśmy ją byłoby to samo... Turystykon wyszedł wcześniej, bo planował jakąś dłuższą trasę, a Mirek pożegnał się z nami i zszedł na Słowację, bo stamtąd miał lepsze połączenie kolejowe.

Reszta zaraz po śniadaniu udała się w kierunku Przegibka. Trasa na Przegibek jest bardzo urozmaicona, bo biegnie zarówno widokowymi polanami, jak i lasem. Nasza grupa rozbiła się na tym odcinku i w tyle zostawiliśmy Królika z Jadzią, która miała problemy z kolanem oraz tatę Oli i tatę Oli taty. Widoki na trasie były również piękne. Po jakimś czasie zobaczyliśmy odległe schronisko na Wielkiej Raczy. Dostaliśmy wtedy także sms-a od Elika z pozdrowieniami z Norwegii. Kornelia pomogła nam rozpoznać ślady dzika pod koniec szlaku. Tempo mieliśmy dobre i odcinek Wielka Racza-Przegibek przeszliśmy zamiast 3h 30min w 2h 30min. Na Przegibku większość z nas zamówiła zupy. Głównie pyszna czosnkowa i żurek. Kuchnia na Przegibku jest naprawdę warta polecenia. Nasze zainteresowanie wzbudził pies bez oka w pobliżu schroniska. Kiedy ktoś przeglądał mój zeszyt wycieczek, Kornelia spostrzegła, że jedna z pieczątek jest przez nią zaprojektowana. Była to pieczątka z Zawoi Markowej.

Sama spostrzegłszy skrzynkę pocztową przed schroniskiem, postanowiła napisać kartkę do BPN-u. Pocieszył ją bardzo Maciek, który powiedział, że tu zabierają pocztę chyba tylko raz w roku i było to właśnie poprzedniego dnia… Podziwialiśmy schronisko na Przegibku, bo w porównaniu z Wielką Raczą jest ono zadbane i posiada miłą obsługę. W dobrych nastrojach udaliśmy się na zielony szlak wiodący do Rycerki Górnej. Po drodze mijaliśmy parę, również z dużymi plecakami. Spytałem więc ich, czy wracają z Kupały. Zdecydowanie ich zamurowało, gdy usłyszeli to pytanie. Odpowiedzieli zdecydowanie: NIE. Chodziło mi oczywiście o Noc Kupały na Rycerzowej. Pewnie nie wiedząc co to Kupała, zastanawiali się, czy to jakaś góra... Kiedy doszliśmy do parkingu zorientowaliśmy się, że nie ma MaciejaBerji i Agnieszki. Nie chcieliśmy jeszcze wracać, bo ekipa była naprawdę świetna. Zbyszek i Zanzara udali się w Tatry. Kiedy jechałem do Milówki z Królikiem, Jadzią, McGregorem i Tknp, natknęliśmy się na Turystykona siedzącego w Rycerce na ławce. Okazało się, że zasnął na Bendoszce i nie zdążył przejść zaplanowanej trasy. Komisyjnie uznaliśmy, że zjazd był udany i przy wspomnieniach dotyczących zjazdu dotarliśmy do celu.