XIV Zjazd Klubowy - Beskid Mały - wrzesień 2008

Michał

 

 

 

GIBASY - CZTERNASTY ZJAZD KLUBU GÓRY-SZLAKI - BESKID MAŁY - 13-14.09.2008

RELACJONUJE BIKMEN

Oto kilka wrażeń, które zapadły w moim siwym łbie po ostatnim zjeździe. Spotkaliśmy się na dworcu kolejowym, zrobiliśmy niezaplanowany obchód po przedmieściach Andrychowa, aż pokierowani przez uczynnego autochtona wyszliśmy w końcu na właściwy zielony szlak. Droga mimo że to Beskid Mały, wcale taka lekka nie była, ponieważ było tam kilka podejść od których pot lał się rzęsiście z czoła i na złapanie oddechu trzeba było poświęcić parę chwil (przynajmniej w moim przypadku). W nagrodę mogliśmy podziwiać panoramy kotlin "małobeskidzkich". Szlak, poza początkiem, z Andrychowa oznakowany bardzo dobrze za sprawą działaczy Wadowickiego PTTK i niewiadomej firmy, która wykonała (za darmo) tablice. Zielonym szlakiem doszliśmy do schroniska na Leskowcu, gdzie wynudzeni czekali już na nas Zanzara, Tknp i Świstak z Dziewczyną. Powitaniom nie było by końca gdyby nie głód, który pognał nas czym prędzej do bufetu. Po krótkiej biesiadzie całą ekipą mijając "polowy kościół" weszliśmy na szczyt Leskowca.

Na górze obowiązkowe zdjęcie i dalej czerwonym szlakiem do groty Komonieckiego oraz zobaczyć "największy" wodospad w Beskidzie Małym. Zielonym szlakiem doszliśmy wieczorkiem do Chatki Staszka na Gibasach, gdzie już totalnie znudzony czekał na nas Zjawa. Dla niektórych była to droga przez mękę, ale czego się nie robi dla Gór (brawo Maciek). Po zakwaterowaniu poszliśmy na ognisko gdzie panowała bardzo dobra atmosfera. Ognisko trwało prawie do białego rana. Na drugi dzień, po porannej toalecie i śniadaniu, pożegnawszy Dorkę, Mithape'a i Misia (wyprawowych jaskiniowców) oraz Zjawę, zwartą grupą poszliśmy na Leskowiec. Część klubowiczów uczestniczyła w polowej mszy odprawianej przez Biskupa Diecezji Katowickiej. Gdy dotarli do nas "jaskiniowcy" udaliśmy się niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Panczkiewicza na której to Dorka, Maciek, Mithape i Misiek odłączyli się i poszli do Wadowic. Cała reszta, zaś żółtym, a następnie zielonym szlakiem (już bez błądzenia) dotarła do Andrychowa.

Pogoda nam dopisała, humory także. Chciałbym jeszcze raz podziękować Wszystkim za miłą atmosferę i udany weekend.