XXIV Zjazd Klubowy - Beskid Żywiecki - styczeń 2010

Piotrek

 

24 GODZINY - DWUDZIESTY CZWATRY ZJAZD KLUBU GÓRY-SZLAKI – BABIA GÓRA 15-16.01.2010

RELACJONUJE: Cowboy

 

Wreszcie piątek rano 15.01.2010, ta noc tak się dłużyła, szybki skok z łóżka ,rzut okiem za okno -uff bajeczna pogoda dla Angoli-czyli mgła oraz deszczyk ,więc nie powinno być problemów z odlotem. Moje modły gdzieś tam zostały wysłuchane, gdyby padał śnieg to byłaby katastrofa przecież tak cywilizowany kraj jak Anglia nie wie co to opony zimowe , nie mówiąc już o zimowym spryskiwaczu do szyb!

Ruszyłem jak ekspresowa lokomotywa z myciem, itd. I niecałe pół godziny później byłem w drodze na lotniczo. Tu skończę z tzw."dupą Maryną"; jak to ładnie by ujął mój drogi kolega : RafałS; wylot, przylot o 14.45, pierwszy wdech powietrza do płuc: ostrego , zimnego ...mrrrr sama przyjemność, następnie szybki telefon lub sms do Tom-pi4 :

-jestem w Polsce , teraz jadę do Sosnowca a Wy gdzie? Krótka wymiana informacji ,okazało się iż Tom już dawno w Katosach. Błyskawicznie dostałem się do mieszkania , pakowanko, odświeżenie itd. Driiing ponownie do Toma z informacją : goooootowym, lecz nie udało mi się go zaskoczyć gdyż "Struś pędziwiatr" od kilkunastu minut czatował na parkingu. Wyskakuje z blokowiska przed klatkę w mojej czerwonej kurtce z logo klubu bym był bardziej rozpoznawalny , rozglądam się :

-gdzie to renault do diaska-zdążyłem tylko tyle pomyśleć gdy na całe osiedle wyrwało się z młodej piersi Tomka:

-Cowboooooy!!! W mordę pomyślałem ;teraz to całe osiedle będzie tak na mnie wołać a może w ramach integracji sąsiedzkiej dostanę jakieś bydło do wypasania . Odwróciłem się , nerwowo wyciągnąłem rękę w poszukiwaniu banana do obrony , niestety nie miałem , więc nie mając nic do stracenia podszedłem się przywitać z nową ekipą transportowo -towarzyską: w środku siedziała zawsze i wiecznie zadowolona Magda-dziewczyna Tomka-jego "osobisty kat" i mój "dręczyciel w podróży" na tylnim siedzeniu Mariusz ogromny facet dobrze że nas oddziela skromna, zawsze cicha malutka Beata później się okazało iż w miarę upływu czasu nie była już taka cicha, a Olbrzym okazał się potulnym barankiem , i świetnym kompanem w podróży jak i w wyprawie na wschód i nie tylko. Podróż zleciała nam na rozmowach , chichotach , i oczywiście dręczeniu mnie przez wiadomą osobę, która lubiła często terroryzować mnie pewną kwestią:

- Cowboy jak się nie uspokoisz to Ciebie wysadzę z auta i resztę drogi albo z kopyta ruszysz bądź przywiązany do zderzaka auta !!!no cóż na 5 minut starczało, potem jak zwykle byłem grzeczny typowy Aniołek:)

Po chyba 4 godzinach podróży , sadystycznych zabaw Madzi dojechaliśmy do celu czyli Lipnicy Wielkiej ( mino tych zabaw dotrwałem cały), gdzie spotkaliśmy wcześniej przybyłe osoby w tym Michała oraz jego Aniołki: Mirkę ,HalinkeS, Iwonę bądź Jole nie wiem która była pierwsza ale wszystkie cztery należą do zgranego gangu Michała! Potrafią odpowiednio wykorzystać zaistniałe sytuacje i w sposób humorystyczny załatwić każdego najtwardszego faceta..o czym mógł osobiście się przekonać w ostatni dzień pewien osobnik płci męskiej zatrzaskując się z rańca w WC gdzie po jakimś czasie został ocalony przez Jole i nie wiem jeszcze kogo. Spotkaliśmy jeszcze tam kilka osób nie będę wymieniać , pamięć szwankuje, pamiętam że stoły były zastawione syto jadłem i poiwiem więc nie zwlekając dołączyliśmy się do Grona. Jedli , pili i swawole, czasem dostałem po głowie czy po ramieniu od troskliwie opiekującej się mną by mi nic nie brakowało Doris, a potem się dziwiłem czemu mam siniaki! Wcześniej ustaliliśmy ekipę

uderzeniową po pierwszej rano na wschód po trudnych negocjacjach pokojowych : Ice-break, Mosór, Mariusz oraz Ja na pierwszy rzut mieliśmy być podrzuceni autem pod leśniczówkę jak później okazało się nie udało się dojechać pod samą tylko jakieś 2 km wcześniej zostaliśmy zdesantowani i oczekiwaliśmy nastepnego transportu z : Doris, Beti,Zjawą, Limonką. Jakim zdziwieniem naszym było gdy po 15 minutach lub więcej z karety wyszła tylko Beti!!!

-Co jest grane gdzie reszta!! Zapytałem , okazało się ze reszta troszkę jakby zaspała czy coś w tym rodzaju , w następnym transporcie a chcę nadmienić iż naszym Driverem był Tompi- za co mu jesteśmy wszyscy wdzięczni-dojechał Krzyś nie pamiętam jego Nicku ale gość bez plecaka-luzak, Limonka-krajanka ode mnie oraz Zjawa-okazało się że był z krwi i kości i kilku bąbelkach, a Doris....hmm zaspała!.

Sprawnie i dość szybko popędzaliśmy swoje zwłoki pod góre, po kilku zakrętach , podejściach postanowiliśmy wystawić dziewczyny na czoło w ramach przystopowania tępa, ale już po 200 metrach chyba żałowaliśmy tej decyzji gdyż urocza Limonka śmigała jak antylopa pod góre, więc na minutowym odpoczynku gdzie ocierałem się z potu postanowiliśmy zmienić ją moją skromną osóbką. Jak to później okazało się przy szałasie-połowa drogi-cel w dziesiątkę gdyż nadawałem tzw. i już znane z ostatniej wyprawy w Tatry -"tempo starego żółwia", a że miałem najcięższy plecak gdyż wziąłem wszystko co miałem w tym śpiwór, karimatę , raki , kuchenkę itd. miałem ułatwione zadanie. W szałasie wcześniej wspomnianym zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na wszelakiego typu napitki i jadło, zaczęło się focenie, biwakowanie Michała na śniegu chociaż ławka była wolna. Ktoś rzucił hasło:- ruszamy-więc ruszył ekspres składający się z siedmiu wagonów oraz ociężałej lokomotywy! Szliśmy oświetlając sobie drogę czołówkami od czasu do czasu spoglądając na gwieździste niebo uświadamiając sobie iż czeka nas ładny , piękny wschód słońca, ;Limonka zachwycając się rzuciła :

-ooo duży wóz , -tak wyglądał niesamowicie. Gdy doszliśmy powyżej granicy lasy podziwialiśmy "ocean chmur" oraz przenikające światła miast, miasteczek na czerwono. Kilka jeszcze trawersów, postękiwań, wdechów oraz zakrętów które cholernie zaczęły mi się dłużyć w pewnym momencie rzekłem do Limonki :-może tak na przełaj , na wprost ?ale jednak dałem za wygraną i jak cień szedłem dalej do upragnionego szczytowania. O godzinie 4.45 bądź 5 rano stanęliśmy zadowoleni na szczycie Babiej-Diablaka który tym razem okazał się łaskawy i ugościł nas jedynie mrozikiem -13 stopni mierzone termometrem Michała, a więc do świtu dwie godziny !!!Co teraz , rzut za wiatrochron czyli murek na północną stronę rozwinięcie karimat-Mariusz i Ja ...szybki skok Beti w środek pomiędzy Mariusza i Krzyśka dalej Limonka. w drugiej części reszta ekipy zaś ja zauroczony widokiem rozpocząłem przygotowania do polowania na wschód. Po jakimś czasie ekipa się wykruszyła: Ice oraz Zjawa chcieli zejść z powodu mrozu i takich tam ale to już sami wiedzą i nie będę pisać dlaczego, jednym z powodów było za wczesne wyjście na wschód. Dołączył do nas jeszcze na szczycie inny uczestnik zlotu -przepraszam nie pamiętam Nicku. Co tu robić w pewnym momencie Beti zaczęła marznąc więc dałem jej swój śpiwór podziałał Spałą w tulona w niego jak niemowlę Mariusz zaś przytulony do Beti , Krzyś marznął od ziemi , znalazłem i na to sposób ocieplacze do butów i już lepiej, Limonka przytulona do niego a ja jak ja byłem w żywiole, potem dla rozgrzania ekipy męczarnia z ugotowaniem kawy , cholerna kuchenka przymarzła ale i na nią znalazłem sposób, wrzuciłem Beti do śpiwora i po jakimś czasie raczyliśmy się ciepłem kawy. Było już ok. 6 rano , ekipa przysypiała gdy zauważyłem łunę nad tatrami i co?-wstajacieee krzyknąłem-łuna , wschód itd.-wszyscy wstali jak oparzeni , Limmonka do statywu i aparatu , reszta kto tylko mógł to focił bądź podziwiał.

 

Zapomniałem o Michale , gdy ja delektowałem się mrozem na szczycie a ekipa wcześniej opisana przymarzała Michał poszedł się przespacerować w ramach odmrażania!. Pomału przygotowywaliśmy statywy do wschodu, o godzinie 7.27 ukazał nam się czarująco czerwony wschód słońca, oświetlający ocean chmur swoim złotym magicznym blaskiem. Na efekt nie trzeba było czekać długo ja fociłem lewą stronę , Limonka prawą i tak na zmianę , doszło do tego momentu iż musiała uciekać ode mnie stwierdzając:

-robię wciąż te same foty co Darek-po czym uciekła zaznaczać swój teren.

Nie wiem ile to trwało , postrzelaliśmy do wszystkiego co się dało , do nas, do tatr, górek, pagórek, lasów i nie wiem czego jeszcze, gdy podszedł do mnie Michał chciałbym spełnić swoje marzenie:

-wal śmiało-gdzie co jak ?a ten do mnie odparł:

-chcę byś zrobił mi fotę w garniturze-pomyślałem a skąd go weźmiesz przecież nie skoczysz do sklepu , przyjrzałem mu się :-cholera przecież Ty masz spodnie z garnituru na sobie!!cały czas miał na sobie a pod polarem miał koszule, krawat oraz garnitur, szczena o mało mi nie odpadła. Aparat poszedł w ruch czego efektem były foty oraz zdziwienie ludzi których trochę się uzbierało na wschodzie i komentarze typu:

- Je farosz na Babiej! On Biblię ma!". Myślałem, że tam się uśmieję do łez. Na to Cowboy odpalił: 'A co. Nie wierzysz w Boga?" Tym przygasił wszystkich.( tekst by Michał)

 

Długo jeszcze siedzieliśmy podziwialiśmy , po jakimś czasie ktoś rzucił hasło powrotu i rozluźnieni, zadowoleni pomału rozpoczęliśmy odwrót spod oblężenia Diablaka. Po drodze nie uniknęliśmy kilku zajęcy czyli upadków na lodzie w tym dominatorem był Michał wraz z Beti a ja od czasu do czasu próbowałem nauczyć się tańczyć. Gdzieś na szlaku przy schodzeniu mijaliśmy pierwsze ekipy uderzeniowe "późnego poranka" i tak witając , mijając dotarliśmy do domu a przy leśniczówce na dwa rzuty zostaliśmy odwiezieni przez tajemniczego zlotowicza, cholera ale mi się oberwie !Potem szybki prysznic , do stołu, małe szamanko i co? masakra zasnąłem na łóżku Iwony jeśli ponownie pamięć nie myli jak śpiąca królewna w łóżeczku krasnali. W miedzy czasie dojeżdżali zlotowicze, wychodzili na szlak , wracali a ok. 17 ognicho , wyżera jak się patrzy, śmiechy , rozmowy , śpiewy ...udany chórek Aniołków + Michał, następnie impreza na sale się przeniosła i tam to się działo i to każdy wie a ten kto nie wiem to niech żałuje!!!Podsumowując był to jeden z najlepszych zlotów jak i nie najlepszy jak dla mnie, aż trudno było się żegnać i wracać na Wyspy, udany wschód, wspaniali ludzie, idealna organizacja, wspaniali towarzysze podróży jak i wyprawy "na Wschód"!

PS. Jeśli przekręciłem jakieś Nicki, zapomniałem proszę o wybaczenie

 

{gallery}piotrp/arch_zja/XXIV{/gallery}