XL Zjazd Klubowy - Wysoki Jesionik - luty 2014

Piotrek

 

W dniach 31.01. – 02.02.2014 odbył się XL Zjazd Góry-Szlaki w Wysokim Jesioniku.

Zjazd organizowali: eska, RobertJ i pantadziu.

W zjeździe uczestniczyli: eska, RobertJ, pantadziu, PiotrekP, Dorotka, Królik, Jadzia, Grochu, adamek,  AsiaS, Nic-ram, DżolaRy, Zrzęda, maga, Hania, ninik, Marzena, Patrycja, adrian_osw, Ardaryk, GosiaB, Joanka, gaza, Atina, tknp, Beti, Katarynka, Lidka, Inga, rewa, zbig9, goska, Tonianin, tidżej, Monika, Piotruś, Alina, Han-ka, Lawena, Pio, Limonka, Kaśka, Kobi, Bodzio, Dżela, Igorek, zanzara, Agzi, aguśka, heathcliff, Debeściara, Ania, Daku, Antoś, Viking, Wiolcia, Hubert, dani, Snufkin, Iwona, Spacerowicze /Jacek i Ula/, Marschal23, Sonia, Darek, pies Humor .

 


 

 

Dzień pierwszy

Wyruszyliśmy z Ładzy raniutko o 6.55, Han-Ka i Alina przyjechały  do mnie przed 6.30 i po przepakowaniu i wypiciu porannej kawy w drogę na XL Zjazd GS. Pogoda taka sobie, ale … jest ciepło, głupek w aucie pokazuje czasami 7stopni. Podjechaliśmy pod Chatę Smrycnik

i … nikogo nie było… byliśmy pierwsi, ale to nie trwało długo, bo  za chwilę podjechała eska z RobertemJ. Trochę później zjawili się następni i  było pełno okrzyków radości i zadowolenia.

Ale w końcu przyjechaliśmy chodzić po górach. RobertJ przyjechał autem, zaraz  wsiada z Piotrem, Dorotką i ruszamy na Zlaty Chlum. Zostawiamy pojazdy na parkingu w Jeseniku i ruszamy … najpierw na Kriżovy Wrch, po drodze mijamy pomnik Prysznica, (to ten co mu się nie podobało, że woda z rury leci strugą i założył sitko – nazwa tego urządzenia pochodzi od nazwiska), jakaś pamiątkowa fotka i dalej pod górę.

Po jakimś niedługim czasie już widzieliśmy  za drzewami kościół i zabudowania będące restauracyjką, w której uzupełniliśmy  energię przy pomocy różnych zup (np. chmielowej). Na Zlaty Chlum szliśmy  spokojnie niebieskim szlakiem, po drodze minęliśmy  jakieś źródełko. Cieknąca woda zamarzła i zrobiła się ciekawa forma lodowa, przy niej kolejne fotki.

Widoczna z oddali  wieża na Zlatym Chlumie zamknięta na przysłowiowe 4 spusty. Po paru minutach zaczęliśmy  mozolne schodzenie, bo było  dość ślisko i stromawo. Krok za krokiem dotarliśmy  do Czertowego Kamienia, część poszła od razu na „vychlidkę”,

a część (ta bardziej zgłodniała) do restauracji w wiadomym celu. Potem nastąpiła „zmiana boisk”, a w tak zwanym międzyczasie zjawił się Viking i powiedział, że … był na wieży, bo akurat ktoś tam przyjechał…, ten to ma szczęście. Po regeneracji zeszliśmy do Jesenika, jakieś sprawunki i do Chaty.  Eska (biedna) nigdzie nie była, bo walczyła z obsługą obiektu, a w ogóle to mieliśmy tylko jeden klucz, i ktoś musiał zostać. Wieczorem pełna integracja z gitarami, piosenkami.

Dzień drugi  - PRADZIAD(ek)??

Wyruszamy wcześnie rano, bo zaraz po ósmej (miało być o ósmej, ale …). Jedziemy na parking przy Przełęczy Videlski Křiż. Po drodze mały postój spowodowany przez drwali, którzy ścinali przydrożne drzewka. Dojeżdżamy w (jak doliczyła Dorotka)19 samochodów

i … NA SZLAK!!! Trochę jakby wieje, śniegu jak na lekarstwo. Spokojnie peleton się rozciąga, bo dość ostro pod górę. Po około 40 min dochodzimy do skrzyżowania szlaków Černik, a stamtąd dalej pod górę na Maly Děd i dalej do najstarszej chaty w w Jesionikach – Švýcárni -  dochodzimy po japońsku (jako tako).

Wieje ostro. Wchodzimy do schroniska, ludzi dużo, ale spokojnie, uzupełniamy zapas energii i … NA PRADZIADA!!!. Idziemy ładną wyratrakowaną drogą,  mijamy dużo ludzików na biegówkach. Wieje coraz bardziej. Po pół godzinie dochodzimy do SEDNA – skręcamy w lewo w kierunku szczytu. I się zaczęło.

a tak być powinno - marzenia, może następnym razem.

Wieje, sypie zmarzniętym śniegiem, od tyczki do tyczki nie bardzo widać. Ale co tam. Damy radę. Zaczęły się barierki metalowe – i dobrze, bo niektórych by zwiało! Niestety, część musiała zawrócić, bo za bardzo ich wiaterek sponiewierał, a do szczytu tak blisko (około 300m). Zawróciłem i szedłem z Han-Ką, Powoli, ociężale wracamy w kierunku Švýcárni. Po drodze – nie do wiary – rowerzysta, ale na rowerze z kołami chyba z traktora!!! Tylko podziwiać.

Dochodzimy do Švýcárni, odpoczywamy, niektórzy jedzą i czekamy na wracających z Pradziada. Doszło kilka osób (m.in. Piotrek, Dorotka, Alina, tidżej z Piotrkiem …).. Ruszamy tą samą trasą, którą przyszliśmy – na Videlski Križ. Wieje coraz mniej, nawet pokazują się jakieś widoczki i padają pytania o to czemu my tam właśnie nie poszliśmy. Dochodzimy do parkingu i droga powrotna do Chaty, po drodze niektórzy wstępują na zupkę czosnkową i … prysznic. oraz jedzonko (Grochu jak zwykle coś gotuje). Wieczorem wspólna fotka na 7 Nikonów oraz nocne Polaków rozmowy przy gitarze.

Dzień trzeci

Tu się zmienia jak w kalejdoskopie, Plan był coby wyleźć z Ramzowej na Serak, ale … POGODA!!!. Wieje, chmury się przewalają. Następuje podział na zespoły, część jednak rusza w kierunku Ramzowej, a my z Han-Ką i Alinką jedziemy do Zlatych Hor i atakujemy Biskupia Kopę szlakiem zielonym.

Na górze – wieje, wieża zamknięta, więc po herbatce i schodzimy do schroniska pod Biskupią.

Zamawiamy herbatkę (kolejną) i spotykamy Dżolę, Ardaryka, którzy podjechali trochę wyżej i podeszli trawersem. Po czułych pożegnaniach zaczynamy schodzić do Zlatych Hor. Najpierw „na azymut” potem szlakiem niebieskim, na końcu żółtym. Wsiadamy do autka i do domku … smutno mi, że to już koniec…

Pragniemy wszystkim uczestnikom podziękować za tak liczne uczestnictwo w zjeździe i do zobaczenia w Beskidzie Sądeckim za niecałe trzy miesiące.