XLII Zjazd Klubowy - Tatry Zachodnie - Slowacja - czerwiec 2014

Piotrek

XLII Zjazd Klubu Góry - Szlaki w Tatrach Zachodnich - Slowacja

27 - 29 czerwca 2014 r.

 

XLII Zjazd Klubu Góry-Szlaki już za nami. W dniach 27-29 czerwca 2014 roku spotkaliśmy się aby powędrować w słowackich Tatrach Zachodnich. Naszą bazą była osada UNIZA w Zubercu.


Uczestnicy zjazdu:

tidżej, Monika, Piotruś, Dani, Grochu, Gosia, Kuba, Betriy, ania., Daku, Antoś, Paweł KRK, viking, Rebel, tknp, zbig9, adrians_osw,gaza, Atria, Inga, Tonianin, Joanka, adamek, Katarynka, Agzi, Han-Ka, Alina, PatiJ, Zuza, Elizz, Falup, MarcinK, Anotheruser, Hania,Małgoska, Lidka, Iga, Gosia.c, AgaDG, Wiesiek, dotka, Marta, renata, GosiaB, MarzenaP, eska, sonia, Darek, Mariusz, RobertJ,GórolJoCi


W piątek zaczęli się zjeżdżać uczestnicy zjazdu. Spragnieni wędrówek górskich i wykorzystując ładną pogodę kilkuosobowymi grupkami udawali się w góry. Planowane wcześniej zdobywanie Siwego Wierchu nie wchodziło w rachubę ze względu na zamknięty szlak po zimowych wichurach, więc wszyscy wybierali się na Rohackie Plesa. No może nie wszyscy - część dotarła tylko do Tatliakovej Chaty . Wieczorem zasiadamy przy ognisku i pieczemy kiełbaski. Zmęczenie dało się dość szybko we znaki, bo o północy została nas tylko garstka. Rano w sobotę jesteśmy już wszyscy - ostatni dotarli w nocy (i od razu poszli na wschód słońca ) i rano jest nas w sumie 51 osób.

W kilku grupach ruszamy na "podbój" Tatr. W mniejszych grupach wybieramy się na trasy, które każdy wybrał według swojej woli i swoich możliwości. Tego dnia wspinamy się i na Rochacze, i na Baraniec, jest trasa od Brestowej do przełęczy Banikowskiej i od tej przełęczy granią w kierunku Smutnej Przełęczy. W sumie wędrujemy prawie po całych słowackich Tatrach Zachodnich.

Relacja Katarynki:

Po wieczornych dyskusjach przy ognisku udajemy się w sobotę, drugi dzień zjazdu małymi grupkami w różne kierunki na szlaki słowackich Tatr Zachodnich. My wybraliśmy niebieski szlak z Doliny Rohackiej na Brestową (1934 m n.p.m.) potem granią na Salatyn (2048 m n.p.m) a następnie na szczyt Pacholi (2167 m n.p.m.) przez Mały Salatyn (2046 m n.p.m), Skrzyniarki i Spaloną (2083 m n.p.m), aby zejść do Banikowskiej Przełęczy i Doliną Spaloną i Zieloną ponownie do Doliny Rohackiej: Inga, Atria, Tonianin, gaza, Adrian_osw, Grochu, Betriy, Małgośka, Anotheruser, Katarynka, Adamek to skład naszej ekipy Szlak bardzo mi się podobał, już na podejściu na Brestową po wyjściu z lasu w pasie kosodrzewiny pokazują się piękne widoki na polskie Tatry Zachodnie, Giewont, Czerwone Wierchy, Kominiarski Wierch i Tatry Wysokie. Idąc dalej niebieskim szlakiem cały czas towarzyszą nam Rohace, tak docieramy do zielonej rozległej polany, gdzie zatrzymujemy się na popas i znów podziwiamy widoki przed nami Osobita, jezioro Orawskie. Jest tak pięknie i słonecznie, że nie bardzo chce nam się iść dalej. Ale ruszamy, następny odpoczynek na Brestowej, na grani oczywiście zaczyna mocno wiać zimnym wiatrem, trzeba się ubrać. Teraz po prawej stronie towarzyszy nam Siwy Wierch, muszę na niego jeszcze wrócić, bo przez zamknięte szlaki nie udało nam się w piątek tam dotrzeć  (jeszcze zbig wzbudził moją zazdrość poprzez wysłanie pozdrowień ze szczytu, gdzie z Martą powitali wschód słońca  ) Na Brestowej robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej na Salatyny.

Brestowa
i ruszamy dalej na Salatyny.

Salatyny
Potem szlak już nie jest tak łagodny, zaczynają się Skriniarki, zeszliśmy do Przełęczy pod Dzwonem i wpinamy się postrzępioną, skalistą granią na szczyt Spalonej. Ten odcinek szlaku wije się między wspaniałymi skałami, wąskimi przesmykami blisko przepaści, w które oczywiście musimy zajrzeć   wspinamy się z pomocą łańcuchów i klamer.

Na szczycie panowie przypominają sobie o meczu o 18tej i choć mieli jeszcze ochotę wejść na Banikowa rezygnują, aby zdążyć na mecz. My z Adamem i Gosią ścinamy szczyt Pacholi trawersem, reszta wdrapuje się na szczyt i spotykamy się ponownie na Banikowskiej Przełęczy. Potem już schodzimy na dół zakosami do Spalonej i dalej do Rohackiej Doliny. Po drodze odwiedzamy oczywiście Rohacki Wodospad.

Wieczorem czekałam z niecierpliwością na wracających ze szlaków, byłam ciekawa, gdzie kto był i czy mu się podobało   zostały mi jeszcze do przejścia szlaki w tej części Tatr i ciekawa byłam wrażeń.

Byłoby super, gdybyście zechcieli opisać swoje szlaki, w ten sposób mógłby powstać niezły przewodnik po słowackich Tatrach Zachodnich z wrażeniami z pierwszej ręki

Relacja Roberta J
Mam problemy z pisaniem jedną ręką.
Tak jak większość zjazdowiczów startujemy z głównego parkingu "Rohacze". Do Tatliakovej chaty trasa nam się strasznie dłuży po tym nieszczęsnym asfalcie. Przy chacie krótka przerwa i idziemy zielonym szlakiem na przełęcz Zabrat. Cztery na pięć osób z naszej ekipy ma aparaty, których chętnie używa. To jakiś ładny widoczek, to znowu jakiś kwiatek... Ważne, że została zachowana równowaga. Dwa canony vs. dwa nikony
Gdzieś tam jeszcze próbował się wmieszać sony Ani gdy ekipa nam się powiększyła
Na przełęczy przerwa na małe co nieco oraz sesję foto i ciągniemy dalej na Rakonia. Tam dłuższa przerwa i postanawiamy się rozdzielić jako, że męska część ekipy(ja, Tomek i Wojtek) ma w planach Rohacze. Na Wołowcu miało nie być przerwy, ale tu zdjęcie, tam zdjęcie..., i dogoniła nas reszta ekipy. Tutaj należą się brawa dla Piotrka za kolejny rekord wysokości
A my już we trójkę schodzimy na Jamnicką przełęcz. Z przełęczy zaczyna się najciekawsze, czyli podejście na Rohacza Ostrego. Jest stromo i na szlaku mnóstwo luźnych kamieni. Należy szczególnie zwracać uwagę by nic nie poleciało spod nóg bo na szlaku tego dnia sporo turystów. Pod szczytem zaczynają się łańcuchy. Muszę zastosować technikę "na kalekę" ze względu na złamany lewy obojczyk
Koń rohacki nie zrobił na mnie jakiegoś większego wrażenia i pokonuję go bez niczyjej pomocy. Problem się zrobił w pionowym "kominie" pod samym szczytem. Jest to kilkumetrowy pionowy odcinek w dodatku kiepsko zabezpieczony. Łańcuch wisi swobodnie, a powinien być przymocowany do skały przynajmniej w kilku miejscach. Gdybym miał sprawne obie ręce to nie byłoby problemu, a tak podciągając się nie miałem jak przełożyć dalej ręki   W tym miejscu Tomek pomaga mi biorąc ode mnie plecak, a jakiś starszy pan podpychał mnie za kuper do góry   Wojtek na szczycie był znacznie szybciej bo nie potrzebował żadnych zabezpieczeń. Fajnie to wyglądało jak wszystkich wyprzedzał wspinając się całkiem z boku. Normalnie "człowiek pająk" jak stwierdził Tomek
Na szczycie nie spędzamy zbyt wiele czasu, ot kilka zdjęć i schodzimy na Rohacką przełęcz. Tutaj również miałem problem w jednym miejscu z łańcuchami. Tym razem plecak znosi mi Wojtek, a następnie asekuruje mnie podczas zejścia.
Następnie Rohacz płaczliwy. Wbrew pozorom jak sugeruje nazwa, szczyt ten jest zdecydowanie łatwiejszy jak jego niższy brat. W ogóle cieszyłem się, że wariant przejścia Rohaczy wybraliśmy od Wołowca. Widząc jakie miałem problemy na zejściu z ostrego, to marnie widziałem swoje zejście gdybyśmy szli w przeciwnym kierunku gdzie zabezpieczeń jest znacznie więcej.
Schodząc z płaczliwego starałem się mijać co trudniejsze odcinki. Na szczęście niemal w każdym przypadku była wydeptana ścieżka co ułatwiało mi zadanie. Wojtek przeszedł wszystko granią w dodatku dźwigając mój największy obiektyw
Docieramy do Smutnej przełęczy gdzie spotykamy innych GS-ów, którzy odpoczywają właśnie po pokonaniu Banikova, Hrubej Kopy oraz Trzech Kop. Z Przełęczy schodzimy więc już znacznie liczniejszą grupą. Gdzieś w rumowisku skalnym w Smutnej dolinie słychać donośne gwizdy świstaka. Rozglądamy się więc w poszukiwaniu tego zwierzaka bo część z nas nie miała jeszcze okazji go zobaczyć. W końcu jest! Siedzi sobie spokojnie na ogromnym głazie kilkanaście metrów od szlaku i bacznie przygląda się turystom schodzącym w dół. Poza świstakiem nie wydarzyło się więcej nic ciekawego na zejściu do Tatliakovej. Przy chacie oczekuje naszego przybycia reszta ekipy, z którą rozdzieliliśmy się na Wołowcu. Potem asfaltem na parking gdzie pozostawiliśmy samochód i powrót do bazy.
To by było na tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że czegoś nie pomieszałem bo wszystko z pamięci.
Wieczorem, ci co jeszcze mieli siły i nie padli ze zmęczenia   porzucali na boisku do kosza. Najlepiej podobno szła gra "jednorękiemu Robertowi", któremu nawet Rohacze straszne nie były   . Jako że to czas mistrzostw czekaliśmy na zakończenie meczu Brazylia-Chile (najpierw była dogrywka, później karne), aby viking mógł zaprezentować nam opowieść o ferratach. Na zakończenie dnia było jeszcze ognisko.
W niedzielę "wcześnie" rano, o godzinie 8 zaspani uczestnicy zjazdu stawili się do wspólnej pamiątkowej fotki.
Wcześniejsze plany niedzielnego wejścia na Przełęcz pod Osobitą zmieniamy na lajtową wycieczkę wejścia na "Osła"
W kilkanaście osób udajemy się do Habovki i stamtąd na Ośli Wierch.
Leniwe odpoczywanie pośród traw urozmaicił nam pokaz gender w wykonaniu Darka.
... i pożegnanie. Szybko minęły te trzy dni i już myślami jesteśmy przy następnym, jesiennym zjeździe tym razem w Bieszczadach.
Do zobaczenia w październiku w Bieszczadach.