Ornak

Dojście na szczyt Ornaka
Rozpoczynamy u wylotu Doliny Chochołowskiej. Trzeba zakupić tutaj osobne bilety wstępu ponieważ, dolina ta należy do Wspólnoty Ośmiu Wsi w Witowie, przez co owa wspólnota ustanowiła własne bilety wstępu, które są tu tylko ważne. Nie wejdziemy tu na podstawie biletu z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Po przejściu przez bramkę idziemy około 6,5km zielonym szlakiem prowadzącym asfaltową drogą na początku, a później żwirowo-kamienną, bardzo szeroką ścieżką. Powinno zająć nam to około 1h 10min, dlatego mniej więcej po takim czasie należy rozglądać się za żółtym drogowskazem na Przełęcz Iwaniacką wśród drzew, po lewej stronie ścieżki, którą teraz idziemy.

Wędrówkę rozpoczynamy od skrzyżowania drogi asfaltowej i żółtego szlaku na Przełęcz Iwaniacką. Już od samego początku towarzyszy nam Potok Starorobociański, który wpływa tu do Potoku Chochołowskiego. Początek szlaku jest jak każdy inny. Idzie się tędy ziemianą drogą, na której leżą setki drobnych kamieni. Ścieżka wiedzie cały czas równolegle do Starorobociańskiego Potoku. Za krótką chwilę, przede nami, ukaże się wielki kamień w wodzie, na którym potok zakręca w prawo. W wodach tego potoku jest wiele dużych kamieni porośniętych mchem, na których pieni się woda, ale na tym największym i kilkoma mniejszymi, znajdującymi się tuż za nim, tworzy się mała kaskada. Woda bezustannie pieni się w wielu miejscach. Za dużym kamieniem potok zakręca na chwilę w prawo, przez, co "znika" na krótki okres czasu z widoku. Na szczęście słychać go cały czas. Dosłownie paręnaście kroków dalej potok powraca do równoległego biegu, wzdłuż szlaku. Zatacza tu jedynie małe zakole wokół zalesionego terenu. W miejscu, gdzie potok pojawia się ponownie, w jego wodach można dostrzec ponownie duże kamienie obrośnięte mchem. Są tak ułożone, że trzy z nich tworzą coś na wzór bramy, przez, którą woda płynie esowatym zakrętem, pieniąc się bardzo.

Od tego momentu, przez 15 minut, na szlaku nic się nie zmienia. Idzie się tędy cały czas ziemianą ścieżką z wystającymi kamieniami, a równolegle do szlaku płynie Starorobociański Potok. Dopiero po przejściu tego odcinka szlak rozwidla się. Żółty szlak prowadzi lewą stroną, a czarny, prawą, na Starorobociański Wierch. Od tego skrzyżowania ścieżka jest wyłożona po bokach świerkowymi palami. Parędziesiąt kroków wyżej, na niewielkiej polanie, wystają z ziemi pionowe, cienkie pale, przez które trzeba przejść. Być może jest to oznaczenie granicy czyjegoś lasu. Patrząc stąd za siebie, w kierunku strony zachodniej, widać skaliste zbocza gór niższych. Za tym ogrodzeniem, szlak prowadzi już starannie ułożonym chodnikiem złożonym z płaskich kamieni, które przez cały czas biegną w dwóch, jednakowej szerokości rzędach. Kawałek dalej, idąc już po dwurzędowym chodniku, po lewej stronie ciągnie się równolegle, do naszej ścieżki, koryto wyschniętego potoku. Równolegle, po lewej stronie od tego koryta przez pięć minut wędrowania, płynie mały potok, który wyżej zanika. Za potokiem szlak staje się bardziej stromy i od tego momentu rozpocznie się podejście. Również tutaj ścieżka zakręca długim łukiem w prawo, po czym dwurzędowy chodnik urywa się na odcinku dziesięciu metrów. Na tym odcinku przechodzimy przez koryto, które cały czas biegnie ku górze wraz z naszym szlakiem.

Po przejściu tego wyschniętego koryta, dwurzędowy chodnik powraca. Teraz mamy koryto po naszej lewej stronie i czeka nas przejście przez nie, na drugą stronę. Przechodząc przez koryto, kamienny chodnik na chwilę się urywa, aby już za chwilę, na drugiej jego stronie, powrócić. Od momentu przejścia na drugą stronę, pięć minut wędrówki ku górze, las którym właśnie teraz idziemy, przerzedza się. Po prawej stronie jest prowadzona rozległa wycinka drewna, podczas gdy po lewej widać dużo mniejsze półkole z powalonymi drzewami. Oba lasy rosną na stromych zboczach gór, przez co widok wyciętych lasów nie jest tu mile widziany. Za trzy minuty, licząc od miejsca wycinki leśnej, ponownie przechodzimy na drugą (prawą) stronę koryta i od tego momentu przez cały czas towarzyszy nam mały potok po lewej stronie. Za około kolejne trzy minuty, na tym potoku, pojawia się mały wodospad. Cały czas idziemy przeciętym lasem.

Szlak za chwilę wchodzi w przerzedzony las. Za pierwszym rzędem drzew, po lewej stronie, widać zrębowe skały, porośnięte gęstym, zielonym mchem. Patrząc przed siebie, w oddali widać już pionowe ściany skalne Kominiarskiego Wierchu. Za krótką chwilę przekraczamy dwa, małe potoki, esowato biegnącym dwurzędowym, mokrym chodnikiem, pod którym oba potoki łączą się w jeden, spływając w dół. W tym miejscu szlak zakręca esowato w lewo. Od tego momentu, podejście, które było dosyć męczące staje się teraz o wiele bardziej męczące. Od granicy gęstego lasu, do którego to teraz szlak się wcinał, podejście jest bardzo strome. Szlak skręca tu w prawo i potem już tylko biegnie ostro do góry. Podchodzimy tak pięć minut, pod strome podejście, gdzie ujrzymy prześwit w lesie. Szlak zakręca tutaj w prawo długim łukiem, nie łagodząc tym samym podejścia. Za łukiem kończy się dwurzędowy chodnik z poukładanych, płaskich kamieni. Od tego momentu rozpoczyna się ziemiano-kamienny szlak, podobny do tego, którym szliśmy na samym początku.

Po przejściu stromego podejścia, szlak skręca w lewo i za chwilę w prawo, tworząc kolejny esowato wygięty zakręt. Na tym odcinku są nieregularne, kamienne schody, w dużo gorszym stanie, niż chodnik, który był poniżej nas. Między kamiennymi schodami są ułożone świerkowe bale, które nadawały im właśnie, kształt bardzo długich schodów. Nie są to typowo kamienne schody z ułożonych głazów. Są to ramy ze świerkowych, okorowanych bali, w których leżą setki, porozrzucanych kamieni. Dzięki tym balom, kamienie nie zsuwają się w dół szlaku. Po tej małej serii zakrętów, szlak ponownie biegnie stromo do góry. Słychać tu dźwięk potoku wydobywającego się z głębokiej doliny po prawej stronie, lecz przez ani krótką chwilę nie widać go. Po przejściu etapu ze schodami, szlak zaczyna łagodnieć. Idziemy tu ziemianą ścieżką z wystającymi kamieniami w niektórych miejscach. Od czasu do czasu również trafiają się stare, zarośnięte bale drewniane. Taką ścieżką idziemy jeszcze około 15 minut, po czym na jej samym końcu mamy do przejścia jeszcze kilka podobnych schodów do tych, którymi szliśmy kwadrans temu. Jednak te są znacznie krótsze i zbudowano je z poziomo przecinających szlak czterech bali. Gdzieś tutaj, ginie odgłos tajemniczego potoku, którego przez cały okres jego słyszenia, nie można było zobaczyć ani przez krótką chwilę.

Idąc po ostatnich schodach, docieramy do Przełęczy Iwaniackiej 1459 m.n.p.m. Z przełęczy mamy piękny widok na Kominiarki Wierch i Tomanowy Wierch w kierunku wschodnim. Przy drogowskazie skręcamy na zielony szlak, pod kątem 90-ciu stopni. Na drogowskazie widnieje czas 2h 05min, którego połowę pochłania samo podejście na Suchy Ornaczański Wierch 1832 m.n.p.m. Wchodzimy w gęsty las. Jedynie jego początek jest całkowicie płaski. Za chwilę szlak zaczyna biec w górę, po coraz to bardziej nachylonym zboczu. Wraz ze stromizną pojawiają się kamienne schody, które ułatwiają podchodzenie. W połowie drogi leśnej, której przejście zajmuje około 10-15 minut, po prawej stronie można dostrzec stary pień, którego wnętrze jest porośnięte mchem. Po około 10min wędrówki lasem, szlak prowadzi już ponad górną granicą lasów odsłaniając całe podejście na Suchy Ornaczański Wierch. Przez pierwsze 10min idziemy drobnokamienną ścieżką, a później już cały czas, po kamiennych, ułożonych schodach. Już na początku tych schodów trzeba uważać na młode drzewo jarzębinowe, które jest pochylone bardzo nisko nad szlakiem. Można tu zahaczyć o nie głową bardzo łatwo.

Po około 25 minutach stromego podchodzenia szlak zakręca w prawo pod ostrym kątem. Na tym zakręcie, patrząc w lewo, widzimy usypisko kamienne, które wąskim pasem ciągnie się ku dołowi, wśród gęstych krzaków kosodrzewiny. Za chwilę, za zakrętem, szlak skręca w lewo, za gładką płytą skalną obok, której przebiega szlak prowadząc nas kamiennymi schodami. Krótką chwilę później, szlak ponownie zakręca w lewo. Teraz cały czas wędrujemy długim podejściem, wśród gęstych krzaków kosodrzewiny, pomiędzy, którymi rosną jagody. Wzdłuż całego podejścia ciągnie się wąskim pasem rumowisko kamienne. Po przejściu tego etapu, ścieżka ponownie zakręca esowato, raz w prawo i za chwilę w lewo. Podziwiać stąd można wielką gromadę, strzeliście stojących skał na stokach Kominiarskiego Wierchu. Na tym, ostatnim zakręcie, rośnie druga jarzębina, która tak samo jak ta, na początku, chyli się nisko ku ziemi. Również i tu można zahaczyć o nią głową. Patrząc w dół, w kierunku Przełęczy Iwaniackiej, widać stąd świetnie całą przełęcz i jej siedem samotnych świerków na środku rosnące na polanie trawiastej, oraz ścieżki prowadzące ze wszystkich stron do drogowskazu.

Rozglądając się tutaj we wszystkie strony, widzimy Ciemniaka 2096 m.n.p.m., który wygląda z tej perspektywy bardzo masywnie, tak samo jak Tomanowy Wierch 1977 m.n.p.m., którego trzy szczyty przypominają trzy piramidy. Ta w środku jest największa. Za około pięć minut podchodzenia wyżej, idziemy przez bardzo duże schody kamienne. Z obu ich stron rosną dziesiątki muchomorów czerwonych w małych skupiskach. Za małą polanką z grzybami rozpoczynają się "normalnej" wielkości schody. Nachylenie stoku Suchego Ornaczańskiego Wierchu ani na chwilę nie pozwala odpocząć. Wchodząc na mniejsze schody, po lewej stronie widnieje małe rumowisko kamienne, a raczej usypisko kamieni, z którego każdy kamień z pewnością zmieściłby się w dłoni. Parę metrów wyżej mijamy kolejne rumowisko skalne. Tym razem, po prawej stronie. Oba rumowiska są, jak cały stok, otoczone gęstą kosodrzewiną. Kiedy podejdziemy kilkadziesiąt schodów wyżej, szlak zakręca w prawo, odsłaniając trawiaste stoki tej góry. Od tego momentu kosodrzewina nie tworzy tak gęstych formacji, co nawet widać patrząc w lewą stronę.

Kosodrzewina ponad nami rośnie od teraz w większych skupiskach, pomiędzy którymi rozciągają się trawiaste polany. Trawa przybiera tutaj jasnozielony kolor. Odtąd podejście staje się nieco łagodniejsze, pozwalając odpocząć choć na chwilę. Będąc na zakręcie polecam odwrócić się w stronę Tomanowego Wierchu i spojrzeć w dół. Zauważymy, że od wód Smreczyńskiego Stawu odbija się fragment lasów położonych tuż nad jego brzegami. Kamiennymi schodami idziemy jeszcze około 10min. Stok jest już znacznie łagodniejszy, ponieważ zbliżamy się już do szczytu Suchego Ornaczańskiego Wierchu. Na samym końcu kamiennych schodów, wśród nich, brakuje kilku, po czym znowu pojawiają się na chwilę i znikają już na zawsze. Od teraz szlak prowadzi ziemianą, wąską ścieżką wśród kosodrzewiny i jasnozielonych traw, a także wśród borówek, na której leżą drobne kamienie, dzięki czemu szlak wydaje się bardzo sypki. Przez około następne 10min owa ścieżka, cały czas, bardzo szerokim łukiem, zakręca w lewo, doprowadzając nas na rozległe polany Suchego Ornaczańskiego Wierchu.

Ze wszystkich stron widzimy szczyty wysokie takie jak Starorobociańskie Wierch, Wołowiec, Tomanowy Wierch, Bystra, Ciemniak, Kamienista, Kominiarski Wierch, Świnica w oddali i wiele innych. Przed nami widnieją już tylko rozległe polany i kępy kosodrzewiny, która nie zasłania już żadnych widoków. Od tego momentu widać już cały przebieg szlaku, który pozostał nam do przejścia, ponieważ przebiega on cały czas granią wszystkich szczytów należących do pasma Ornaka. Widok na szlak jest piękny, ponieważ widać go jako wąską, białą i krętą ścieżkę biegnącą gdzieś daleko po szczytach górskich. Przez kolejne 15min idziemy prawie całkowicie płaską ścieżką, z której cały czas mamy wspaniałe widoki na wszystkie strony. Patrząc w stronę Kominiarskiego Wierchu dostrzeżemy żleb, na końcu którego rośnie jeden, samotny świerk, najwidoczniej nie zebrany jeszcze przez lawiny. Na początku tej ścieżki musimy jedynie przecisnąć się przez wąskie przejście, które tarasowały krzaki kosodrzewiny.

Idąc dalej, widzimy cel naszej wyprawy - Ornak 1854 m.n.p.m.. Jego szczyt jest w całości "zasypany" niewielkimi kamieniami obrośniętymi zielonymi porostami. Ten szczyt, dzięki nim, wyróżniał się od innych, należących do tego pasma. Zanim jednak dojdziemy na szczyt Ornaka, spoglądnijmy w dół. Po prawej stronie, na jego zboczu widnieje bardzo niska, jasnozielona trawa, która wygląda nieco inaczej niż wszędzie, ponieważ trawa tworzy tutaj coś na wzór spływającej, bardzo gęstej cieczy. Wygląda jak dziesiątki małych fal, które razem tworzą małe tarasy. Przejście Ornakiem nie jest tak oczywiste, jakby się to mogło wydawać z map. Są tu dwie możliwe drogi. Można przejść kamiennym szczytem lub trawersem na wschodnich jego stokach. Jest tu wydeptana ścieżka omijająca szczyt. Prawidłowy szlak przebiega przez szczyt tej góry, jednak nie widać tutaj znaków, ponieważ nie ma ich nawet na czym namalować, bo nie ma tu ani jednej, większej skały. Podchodzimy kamiennym podejściem przez chwilę. Jesteśmy na szczycie. Teraz proponuję powrót ze szczytu, schodząc do Siwej Przełęczy i dalej - czarnym szlakiem - do Doliny Chochołowskiej. Z Ornaka schodzi się stromym zboczem do Ornaczańskiej Przełęczy 1795 m.n.p.m. Wygląda ona jak gdyby była wyrwą w czymś, czego powinno brakować pomiędzy Ornakiem a Siwymi Skałami zwanymi również Zadnim Ornakiem.

Kiedy podejdziemy do miejsca, w którym widać całą przełęcz, mamy widok na przebieg całego szlaku. Wąska ścieżka prowadzi cały czas granią, na całej długości zejścia i podejścia za przełęczą. Patrząc w górę, widać już Siwe Skały jako trzy poszarpane, pionowe, ciemne skały. Widać stąd idealnie skalisty grzebień stanowiący część Kominiarskiego Wierchu, który ciągnie się na wschód od szczytu. Zejście do przełęczy prowadzi po ścieżce, wokół której przez cały czas rozlegają się trawiaste polany. Jedynie tuż przy przełęczy, teren jest bardziej kamienisty, gdzie ścieżka nieco się poszerza. Na przełęczy rozlega się niewielki teren z drobnych kamieni. Idąc znowu, do góry tyle samo, ile już się zeszło, znowu ze wszystkich stron widnieją trawiaste polany. Tutejsza trawa przybiera kolor czerwony, taki sam, jak jesienią na Czerwonych Wierchach. Po lewej stronie, na całej długości tego podejścia, widać nieregularnie wystające skały i kamienie z trawy. Po wejściu na szczyt tego podejścia, przed nami widnieją już tylko Siwe Skały. Szczyt podejścia można również przetrawersować (obejść bokiem) ścieżką, która jest dostępna z lewej strony. Nie korzystamy z niej, ponieważ trzymamy się zasady "czym wyżej, tym lepiej".

Skąd wzięła się nazwa tych skał, pięknie widać stojąc przed nimi. Skały przybierają ciemny kolor i stoją tu samotnie, tworząc jedyne utrudnienie na szlaku. Przejście przez Siwe skały jest krótkie, ale trzeba przeciskać się pomiędzy skałami, wspinając się trochę na czterech kończynach. Zejście jest podobne, z tą tylko różnicą, że teraz trzeba ostrożnie zejść. Schodząc, wśród rumowiska skalnego w niższych partiach Siwych Skał rosną krzaki kosodrzewiny. Po lewej stronie widać rozległe rumowisko skalne, które wypełnia, niczym woda, tutejsze zagłębienie jak również pokrywa tutejsze wzniesienie z przełęczą po lewej stronie, poza szlakiem. Również, po lewej stronie, przy szlaku widać stary, uschnięty korzeń kosodrzewiny, który opiera się na pionowej skale. Patrząc z poziomu Siwych Skał, w stronę Siwej Przełęczy widać cały przebieg szlaku aż do samej przełęczy. Przed nami rozlegają się bardzo szerokie polany z czerwoną trawą (w sierpniu) i kępami kosodrzewiny. Pomiędzy Siwą Przełęczą a Siwymi Skałami widnieje jeszcze tylko małe wzniesienie, które porasta piękna, zielona trawa, czerwieniejąca pod koniec sierpnia. Po zejściu z Siwych Skał, za plecami widnieją dwa rzędy pionowo sterczących skał poza szlakiem, na stromym wzniesieniu od strony zachodniej. Bardzo przypominają one skały, takie same, jak na podejściu do Przełęczy pod Giewontem. Były to małe grzebienie, podobne do grzbietów mięsożernych dinozaurów. Patrząc w dół, po prawej stronie widać ścieżkę. Jest to czarny szlak prowadzący Doliną Starorobociańską, do Doliny Chochołowskiej, do której będziemy wracać.

Krętą ścieżką zaczynamy podchodzić pod ostatnie wzniesienie przed Siwą Przełęczą. Już na początku podejścia, po lewej stronie, widnieje mały stawek przypominający raczej kałużę niż górski staw. Nieco wyżej, podchodząc pod szczyt tego wzniesienia, po prawej stronie, widać całkowicie uschnięty krzak kosodrzewiny, który bardzo przypomina szkielet. Wygląda jak szkielet żeber położonych przy szlaku. Stoki po wschodniej stronie wzgórza, za jego szczytem, tworzą dwie, podłużne fałdy, które są porośnięte ciemnozieloną trawą czerwieniejącą na jesieni. Przy szlaku owa trawa rośnie w pojedynczych, ale wielkich kępach. Czym bardziej jest oddalona od szlaku, tym więcej jej na wzniesieniu. W okolicach drugiej fałdy, kępy rosną bardzo blisko siebie, nie zostawiając miejsca dla niskiej trawy. Nieco dalej, w okolicach Przełęczy Siwej widnieją już dwa Siwe Stawki, które są niewiele większe i czystsze od kałuży. Aby je ujrzeć musimy podejść na wschodnią krawędź stoku na Siwej Przełęczy, która nie tworzy tutaj żadnej przepaści.

Zejście z Siwej Przełęczy czarnym szlakiem do Doliny Chochołowskiej
Zejście z Siwej Przełęczy rozpoczynamy drobnokamienną ścieżką, łagodnie schodzącą w dół. Idziemy tak, przez około 5min, aż szlak się zwęzi tak bardzo, że będziemy musieli przeciskać się pomiędzy krzakami kosodrzewiny wyrastających z lewej strony szlaku, a podniesionym terenem, na którym rosły jagody, po prawej stronie. Za dwie minuty, na podniesionym terenie, po prawej stronie szlaku, przy ścieżce widać niezwykłe piętra porostów, na których rosną dodatkowo, pojedynczo, małe, różowe grzyby przypominające miniatury kurek. Są to dwa piętra porostów. U góry znajduje się piętro czerwonych, okrągłych roślinek, skupionych w okręgi, które z kolei tworzą całe gromady. Tuż pod tym piętrem rosną inne porosty, koloru białego. To właśnie na ich powierzchni rosną małe, różowe grzyby. Nad piętrowym układem porostów, na ich górze rosną dodatkowo borówki, które swoimi długimi gałązkami sięgają do czerwonego piętra. Dalej, przez około trzy minuty, idziemy po dosyć szerokiej ziemiano-kamiennej drodze. Nie jest to przyjemne schodzenie, ponieważ cały czas możemy spodziewać się upadku, bo co chwilę drobne kamienie ślizgają się pod nogami, osuwając się niżej, w dół szlaku. Po tym odcinku, szlak wiedzie przez wielki płat kosodrzewiny, przecinając go na dwie, nierówne części. Tuż za tym przejściem szlak skręca ostro w prawo i za chwilę w lewo, tworząc esowaty zakręt. Przechodzimy tu przez dziurę, a raczej wyrwę w szlaku, która z pewnością powstała w wyniku spływających wód poroztopowych. Cały czas przed nami, widnieje zagłębienie, które zbiega w dół, tworząc lokalną dolinę. Od tego momentu idziemy po jej lewym zboczu. Na przeciwległym stoku tej dolinki, widać dwa duże, samotne głazy porośnięte zielonymi porostami. Nieco niżej leżały ich więcej, ale są już znacznie mniejsze. Od tego momentu ścieżka staje się bardzo nierówna. Jest w niej wiele wyrw, dziur i rozstajów omijających największe rozstępy w ziemi. Dodatkowo cały szlak przebiega wśród krzaków kosodrzewiny, co utrudnia bezpieczne przejście tym odcinkiem.

Od teraz, ścieżka zakręca ostro w prawo, przechodząc na drugi stok dolinki, po czym ponownie skręca ostro w lewo, biegnąc równolegle do tej dolinki po prawym jej stoku. Tutaj jest jeszcze gorzej. Droga jest bardzo dziurawa po ulewnych deszczach. Ciężko na niej stawiać stabilne kroki. Tutaj, w dolinie, słychać jakiś, mniejszy potok. Rozglądając się na prawą stronę widzimy bardzo gęsto zwartą kosodrzewinę. Za około pięć minut, mały potok, który słychać było nieco wyżej, wpływa na szlak czyniąc to przejście jeszcze bardziej trudnym, ponieważ oprócz, dziur, osuwających się kamieni i szczelin, teraz dochodzi dodatkowo śliskie błoto. Idąc tak, około trzy minuty, potok płynący szlakiem rozdwaja się na dwa mniejsze. Z czego większa część płynie nadal po szlaku, a jego mniejsza, po prawej stronie w dolince. Nieco niżej potok znowu dzieli się na dwa mniejsze i znowu jego część spływała do doliny, a jego druga część spływała nadal szlakiem.

Idąc trochę niżej, po lewej stronie, ze skał wypływa kolejny strumyk ze źródełka, które znajduje się pod większymi kamieniami. Ten strumyk nie wpływa bezpośrednio na szlak i już wkrótce potok, który płynął szlakiem, rozgałęzia się co kilka kroków na mniejsze potoki, tworząc pięć kanałów. Każdy z nich odprowadza wodę do dolinki, przez co na szlaku znowu jest sucho. Od tego miejsca idziemy jeszcze jakieś 15min wśród kosodrzewiny, zanim dojdziemy do górnej granicy lasów. Tuż przed lasem, szlak zakręca ostro w prawo i zaraz w lewo tworząc wielki, esowaty zakręt. Idąc tutaj, wśród pierwszych drzew, po prawej stronie, dopływa kolejny potok rozgałęziający się przy szlaku. Jego pierwsza część spływa w dół, do Doliny Starorobociańskiej, a druga płynie przez szlak, wąskim kanalikiem. Oba potoki łączą się ponownie, kilka metrów niżej, poza szlakiem. Jest tu piękny widok, bo tworzą one kilkunastometrową pętlę. W odległości około siedmiu minut marszu, mijamy kolejny, tym razem szeroki potok, w którym na szlaku leżą większe kamienie. Za chwilę mijamy następny ale bardzo wąski strumyk, za którym kilkanaście metrów dalej, płynie następny, takiej samej wielkości. Przy tym ostatnim znajduje się wielka skała po prawej stronie, na której można usiąść. Gdzieś z okolic tego kamienia wypływają wody tego strumyka.

Tuż przed potokiem rzadki las kończy się. Siedząc tu, na głazie, mamy widok na wspaniałą polanę i lasy dookoła. Za około 10-15 metrów rozpoczyna się kolejny las na szlaku. Las jest jednak krótki, bo ledwie chwila potrzebna jest, aby go przejść i ujrzeć po jego drugiej stronie rozległą polanę. Słychać już stąd wody Starorobociańskiego Potoku i potok, na którym tworzą się długie kaskady. Owe kaskady przez cały ten czas widać patrząc w stronę Trzydniowiańskiego Wierchu. Biała, bo pieniąca się woda, jest bardzo widoczna na tle jasnozielonych traw tego szczytu. Dochodząc do końca polany, po jej lewej stronie, przy szlaku rosną pokrzywy w dużej grupie, za którymi wchodzimy w kolejny, krótki odcinek leśny, za którym ponownie znajdziemy się na polanie. Polana ta jest znacznie krótsza niż obie powyższe, dlatego już za chwilę wchodzimy do następnego lasu, który jest już bardziej gęstszy. Ten las wyznacza górną granicę lasów.

Przed wejściem do niego widać rosnące samotnie świerki, na których koronach wiszą setki podłużnych, jasnobrązowych szyszek. Po około 20min wędrówki lasem, po prawej stronie widnieją dwie skały, z czego większa ma pięciokątne "łaty" jak gdyby była to kamienna piłka nożna. Dodatkowo uroku dodaje jej dorodny krzak jagodowy rosnący na jej szczycie. Obok skałek, po przeciwnej ich stronie przy szlaku, rośnie samotny świerk, przy którym stoi stary pień, po ściętym drzewie. Porasta go bardzo gęsto, żywo-zielony mech. W tych okolicach świerki są obrośnięte bardzo gęsto i bardzo dużych rozmiarów, niebieskimi porostami, których jest tu zdecydowanie najwięcej. Największe gromady rosną na uschniętych drzewach. Niebieskie porosty świadczą o bardzo czystym powietrzu w tej okolicy. Pod drzewami można dopatrzeć się różnych gatunków grzybów, jednak żółte i czerwone muchomory z pewnością tu dominują. Po przejściu tego, około 20min etapu leśnego, wchodzimy w przecięty las. Krajobraz jest tutaj jak po przejściu wielkiego huraganu. Widać tu tylko powywracane korzenie świerków i setki leżących drzew po obu stronach szlaku.

Na końcu tego zniszczonego lasu, a raczej polany, którą teraz porastają wielkie, fioletowe, dzwonkowe kwiaty, rośnie wyróżniający się świerk ponad wszystkie, nie swoimi rozmiarami, a ilością zwisających szyszek z jego górnych gałęzi. Jest ich tak wiele, że widać je za innymi świerkami, ponieważ z daleka wyglądają jak gniazdo wielkiego ptaka. Za tym niezwykłym świerkiem wchodzimy w kolejny, przerzedzony las. Atrakcją w tutejszym lesie jest mały wąwóz, którym prowadzi ścieżka. Jednak za chwilę wąwóz znika, i idziemy już tylko kamienną ścieżką. Po pierwszej minucie wędrówki, licząc od wyróżniającego się świerku, las gęstnieje z każdym krokiem. Po kolejnej minucie, naszą uwagę zwróci stary świerk po lewej stronie, który jest grubszy od wszystkich innych. Schodząc niżej, za około dwie minuty, przechodzimy przez szerszy potok, przecinający szlak. Przejść go można jedynie idąc po wystających kamieniach ponad powierzchnię wody. Około 20 kroków dalej, płynie kolejny potok, nieco dziwnym torem. Spływa ze zbocza po prawej stronie, po czym przepływa szlakiem na odcinku około 8-miu metrów. Dalej zakręca pod kątem prostym w lewo, spływając w dół, do Doliny Starorobociańskiej. Potok ten, na szlaku płynie bardzo szeroko, pozostawiając jedynie kawałek suchego miejsca na przejście. Trzeba przechodzić tędy przez jego wody. Idąc dalej, przez około dwie minuty, ścieżka powoli, znowu przebiega niskim wąwozem. Najciekawsze jest to, że przechodząc tędy, na szlaku, na prawej stronie ścieżki, leży ogromny głaz, którego trzeba ominąć. Nie ma tu, żadnej okrężnej drogi obchodzącej go. Ścieżka ma cały czas charakter małego wąwozu. Schodząc tak przez kolejne 3min, również po prawej, widać duży głaz, choć nie tak wielki, jak ten pierwszy, to jednak jest równie piękny, W całości porasta go gęsty mech, a na jego szczycie rosły dodatkowo gęste i wysokie krzaki jagodowe. Za chwilę, z prawej strony widać potok, który wpływa na szlak, zajmując całą jego szerokość. Nie ma możliwości przejścia po suchej ścieżce, ponieważ wszystko tu, jest zalane jego wodami. Idąc tędy, po lewej stronie szlaku widnieje kolejny głaz. Jest równie wielki, ale niższy od obu poprzednich. Jest za to dosyć długi. Kawałek dalej dostrzeżemy po prawej stronie stary korzeń świerkowy, którego porastają szerokolistne kwiaty. Nieco dalej po tej samej stronie leży samotny głaz. Dopiero teraz potok płynący całą szerokością szlaku skręca w całości, w dół doliny. Spływając tam, łączy się poniżej, ze Starorobociańskim Potokiem.

Od tego momentu widać już Starorobociański Potok, którego dotychczas mogliśmy jedynie słuchać. Jego odgłos płynących wód zagłuszają jeszcze inne potoki występujące na szlaku. W tym miejscu, gdzie potok jest już widoczny, jego koryto zakręca podwójnym łukiem, omijając najstarsze, a zarazem najgrubsze drzewa. Schodząc niżej, oprócz szerokiego potoku, po lewej stronie szlaku, widać pięć dużych, samotnych skał, z których każda z nich leży oddzielnie w pewnych odstępach. Za tymi skałami szlak rozwidla się dwoma ścieżkami o jednakowej szerokości. Chwilę poniżej łączą się ponownie, tworząc już z powrotem jeden szlak. Właśnie tutaj szlak i potok przebiegają na tej samej wysokości. W wodach potoku widać dziesiątki dużych kamieni obrośniętych gęsto mchem. Na każdym z kamieniu woda spienia się tworząc w niektórych miejscach małe kaskady. Za połączeniem rozdwojonych dróg, przed nami, widnieje wielka polana. W tym miejscu kończy się szlak, który przez cały czas biegł niskim wąwozem. Po wejściu na polanę, zauważymy przed sobą, dwa ociosane pale po prawej stronie. Takie pale oznaczają granicę lasów. Za chwilę znajdziemy kolejny, po lewej stronie szlaku. Po przeciwległej stronie tego pala, stoi wielka, samotna skała, a raczej głaz, którego nie sposób nie zauważyć. Patrząc na lewą stronę, poza szlakiem widać odsłonięty, drewniany most rozpięty nad Potokiem Starorobociańskim. Szlak tamtędy nie prowadzi i jak się można domyśleć po śladach, korzystają z niego samochody ciężarowe wywożąc z lasów ścięte drewno. Na końcu tej polany, z prawej strony, wpływa potok na szlak, płynąc tak kilkanaście metrów ścieżką, którą teraz będziemy iść, po czym wąski, drewniany kanalik, kieruje jego wody w dół doliny. Za wielką polaną jeszcze raz wchodzimy w las. Idąc nieco dalej, zobaczymy kolejne trzy pale graniczne lasów.

Przed nami widnieje kolejna polana, z której możemy podziwiać majestatyczne stoki Kominiarskiego Wierchu. Za polaną przechodzimy prawoskrętnym, długim łukiem, przedostatni kawałek szlaku. Za łukiem pokonujemy jeszcze malutki potoczek i po raz kolejny ujrzymy pal graniczny lasu. Tuż za nim mijamy jeszcze dwa głazy po lewej, jeden po prawej i dwa po lewej. Nie wyróżniają się niczym, może jedynie nieco większymi rozmiarami niż pozostałe. Nieco dalej, również po tej samej stronie, stoją jeszcze dwa, ogromne, porowate i siwe głazy porośnięte mchem. Za tymi skałami szlak łączy się ponownie z żółtym szlakiem na Iwaniacką Przełęcz, którym już szliśmy, gdzie ponownie możemy podziwiać esowaty zakręt wód Starorobociańskiego Potoku pomiędzy trzema kamieniami. Po przejściu tego odcinka wracamy 6,5km drogą do bramy wstępu do Doliny Chochołowskiej skąd możemy wrócić do Zakopanego busem.

 

{gallery}mike/tatrypolskie/zachodnie/ornak{/gallery}