Uwagi wstępne
Czas przejścia mieści się w granicach 6h + 8h na dojście i powrót. Najtrudniejszy szlak w całych Tatrach Polskich. Szlak od Zawratu do Koziego Wierchu jest jednostronny. Wędrówka trwa 6 godzin przy normalnym tempie i trzech 10min odpoczynkach, a często trzeba tu stać w długich kolejkach tworzących się w trudniejszych punktach, co może wydłużyć ten czas, dlatego na szlak należy iść wówczas kiedy mamy pewność, że przez cały dzień będzie dobra pogoda. Przy pięknej pogodzie i rozwadze jest w miarę bezpiecznym szlakiem. Trzeba jednak uważać na gładkie płyty skalne, które występują tu bardzo często. Są tu 3 kominki i mnóstwo stromych zejść i podejść, w których trzeba przez cały czas uważać, ponieważ często nie ma gdzie postawić stopy, a przy zejściu na bardzo stromych fragmentach szlaku, niższe osoby będą musiały nieustannie trzymać łańcuchy oburącz rozpoczynając powolne opuszczanie się, schodząc w dół. Występujące tu licznie ekspozycje, przepaście, a szczególnie zejścia bardzo stromymi fragmentami szlaku są często przyczyną powrotu do Przełęczy Zawrat, co nie ułatwia sprawy. Co roku, tragicznie ginie na tym szlaku średnio około 1 osoba. Szlak wymaga wcześniejszego przygotowania się na innych, eksponowanych górach. Przed Orlą Percią polecam wejście na Szpiglasowy Wierch, Kościelec i Przełęcz pod Chłopkiem (drugi po Orlej Perci najtrudniejszy szlak w Tatrach), ponieważ wszystkie występujące na nich trudności występują na Orlej Perci. Po zdobyciu tych trzech szczytów nie czujmy się jednak pewni, bo Orla Perć jest znacznie bardziej eksponowana i dłuższa, a poziom trudności jest tu z pewnością dużo większy niż na wszystkich szczytach dotychczas zdobytych. Należy pamiętać, aby jednej części łańcucha trzymała się tylko jedna osoba i żeby nikogo nie poganiać!
Przebieg szlaku
Orla Perć rozpoczyna się na Przełęczy Zawrat 2159 m.n.p.m., na której często w lecie zalegają śnieżne płaty, będące przyczyną upadku w przepaść kilkunastu osób na przestrzeni ostatnich 100 lat. Jest tu nawet drewniany krzyż upamiętniający twórcę tego szlaku - Walentego Gadowskiego. Nieco poniżej, na pionowej ścianie zauważymy figurkę Matki Boskiej. Z Zawratu również widać świetnie Zadni Staw Polski wokół, którego nie żyje żadna roślinność. Jest to staw znajdujący się w środku kamiennej doliny. Początek szlaku przypomina wszystkie inne. Idziemy chodnikiem z poukładanych kamieni. Po chwili wędrujemy ścieżką przy pomocy kilku łatwych łańcuchów na Mały Kozi Wierch 2228 m.n.p.m., z którego widzimy cały Kozi Wierch 2291 m.n.p.m.. Zejście z tego szczytu jest już bardzo trudne, ponieważ do pokonania mamy bardzo strome zejście, które jest bardzo wymagające technicznie. Biegnie ono po północnej stronie Małego Koziego Wierchu po skałach, na których często nie ma gdzie postawić stopy. Całe zejście tworzą płyty skalne i rozpadlina po prawej stronie szlaku.
Po przejściu tego odcinka będziemy szli po gładkich płytach skalnych, które w czasie deszczu są niezwykle niebezpieczne, bo grożą pośliźnięciem i upadkiem w przepaść. Dalej wracamy na grań, skąd mamy wspaniałe widoki. Po chwili przejdziemy przez dwie małe przełączki, aż do Zmarzłej Przełęczy 2123 m.n.p.m., która nie jest w ogóle wymagająca, a jednak należy mieć ją na uwadze, ponieważ tu dnia 06.08.2007 zginął 19-sto letni chłopak z Łodzi, który pośliznął się i spadł kilkadziesiąt metrów w dół. Teraz trawersujemy północnym zboczem Zamarłą Turnię. Trawers nie jest trudny, ale po jego przejściu czeka nas zejście 36-letnią (stan na rok 2008), metalową drabinką, która jest już mocno przerdzewiała i grozi upadkiem w 100m przepaść. Uchwyty tej drabinki są również zardzewiałe, a ich przednie części obejm odpadły, przez co drabina trzyma się tylko na dwóch zardzewiałych śrubach i u góry na dwóch przyspawanych rurach przymocowanych do skały. Wejście na drabinkę ułatwia łańcuch, a samo zejście odbywa się nie w pionie jak to by się mogło wydawać, ale schodzimy ukośnie, z przechyłem na lewą stronę.
W czasie mgły drabinka kończy się przepaścią, dzięki czemu wielu turystów rezygnuje z dalszej drogi i wraca do Zawratu. Jednak w pogodne dni można zauważyć tu małą półkę skalną nad przepaścią, do której dojdziemy za pomocą dwóch łańcuchów. Teraz czeka nas zejście do Koziej Przełęczy 2137 m.n.p.m. Jest to jeden z najtrudniejszych momentów. Schodzimy za pomocą systemu łańcuchów, gdzie w trakcie schodzenia trafiamy na moment, gdzie na 4m zrębie skalnym nie ma gdzie postawić stopy, a pod nami jest dosyć duża dziura. W tym momencie należy opuszczać się na łańcuchu, trzymając go nieustannie w rękach, bardzo mocno, i pomału rozpocząć schodzenie, starając się położyć stopy na gładkich płytach skalnych. Dochodzimy do Koziej Przełęczy, która jest bardzo ciemna, ciasna i zimna.
Nie odpoczniemy tu ani na chwilę. Cały czas biegną tędy łańcuchy i czeka nas zejście w prawą stronę przez kilkadziesiąt metrów za pomocą łańcuchów po sypkiej, wąskiej ścieżce, po czym kierujemy się za łańcuchami, które skręcają gwałtownie w lewo. To, co zeszliśmy, teraz będziemy musieli wejść bardzo stromym podejściem na Kozie Czuby 2239-2263 m.n.p.m. Jest to zbiór kilku mniejszych szczytów ubezpieczonych łańcuchami. Po przejściu stromego i wyczerpującego podejścia idzie się łatwiej, bo tutaj są już skałki, na których można postawić stopę. W połowie drogi do góry, musimy jeszcze wejść na pionową ścianę skalną, na którą wejdziemy za pomocą 13-stu klamer, wzdłuż których biegnie łańcuch po prawej stronie. Siódma klamra jest poluzowana, trzynasta - ostatnia - jest przerdzewiała i upiłowana po lewej stronie. Nie radzę z niej korzystać. Zdobywamy pierwszy szczyt Kozich Czubów. Po chwili przechodzimy na następne, z dużą ilością łańcuchów. Od tego momentu idziemy granią. Po zdobyciu wszystkich Kozich Czubów za chwilę znajdziemy się na Wyżnej Koziej Przełęczy 2240 m.n.p.m., od której naszą wędrówkę zaczniemy bardzo stromym kominkiem, także ubezpieczonym na całej długości łańcuchami, prowadzącym na sam szczyt. Poziom trudności tego kominka nie jest wysoki, ale trzeba być ostrożnym, bo najmniejszy poślizg oznacza tu upadek z dużej wysokości. Po jego przejściu nareszcie jesteśmy na Kozim Wierchu 2291 m.n.p.m.. Jest to najwyższa góra w Polsce, która należy w całości do naszego terytorium kraju.
Po tych wyczerpujących etapach wszyscy turyści zatrzymują się tu na odpoczynek i podziwiają wspaniałą panoramę Tatr. Można stąd zejść do Doliny Pięciu Stawów czarnym szlakiem. O dziwo zejście z tego szczytu jest bardzo łatwe, bowiem prowadzi trawersem po równym chodniku z poukładanych kamieni, dzięki czemu odetchniemy od przepaści. Po dłuższym przejściu tym chodnikiem znajdujemy się na najbardziej "efektownej" przełęczy - Przełączką nad Doliną Buczynowską 2225 m.n.p.m.. Od tego momentu zaczyna się Żleb Kulczyńskiego, którym musimy zejść jego niewielkim fragmentem. Jest trudny, ze względu na sypkość podłoża - o poślizg tu bardzo łatwo. Dla bezpieczeństwa należy tu kucnąć i powoli schodzić tak, aby nie sunęły kamienie na turystów schodzących poniżej. Ten sposób proponuję tylko w pogodne dni, ponieważ szlak w pewnym momencie tego żlebu, skręca w prawo nad eksponowanym miejscem, gdzie w razie poślizgu nasze szanse na wyhamowanie maleją do zera. Drugim sposobem do schodzenia, znacznie bezpieczniejszym w mgliste i deszczowe dni, jest zejście przodem do skał, których należy się trzymać na całej długości, bo wielu turystów nie wie gdzie szlak zakręca, co we mgle może skończyć się zejściem niżej - czarnym szlakiem do Koziej Dolinki. Należy zachować tutaj szczególną ostrożność! To miejsce jest strome i niebezpieczne ze względu na luźne kamienie, pod którymi znajdują się bardzo ostre skały. Po powolnym zejściu żlebem czarny szlak biegnie w dół, a my idziemy dalej czerwonym, który skręca gwałtownie w prawo.
Po wyjściu ze żlebu naszym oczom ukazuje się ogromna, bardzo wąska, biegnąca szczeliną "ścieżka". Jest to najbardziej emocjonujący kominek, bo z dołu wygląda bardzo trudno i niebezpiecznie i wydaje się nie do zdobycia. Jednak kiedy zaczniemy się nim wspinać zobaczymy, że ten komin nie jest trudny technicznie, choć ekspozycja robi tutaj ogromne wrażenie. Po wejściu na jego szczyt idziemy łatwą dróżką na Zadni Granat 2240 m.n.p.m.. Odchodzi tu zielony szlak do Koziej Dolinki, za którym możemy odpocząć na szerokiej przełęczy. Samo zdobycie Granatów nie jest trudne, bo idzie się tu mało ubezpieczonymi skałami. Jedyną trudność może sprawić nam postawienie dużego kroku na szpiczastą skałę, która znajduje się po drugiej stronie nad 15m przepaścią, w odległości 1,5 metra od nas. Nad tą szczeliną skalną wisi tylko jeden łańcuch. Większość turystów z niego nie korzysta, ponieważ jest za nisko zawieszony, a po przejściu na drugą stronę trzymamy się jedynie haka przytrzymującego ten łańcuch. Łańcuch ten służy jako ostateczność w przypadku ewentualnego upadku do tej szczeliny między skałami. Nie należy iść tędy we mgle, ponieważ na Granatach drogi często się rozwidlają.
Pomyłka może grozić zejściem do Żlebu Drege'a, w którym zwykle giną nieświadomi niczego turyści. Dochodzimy do Skrajnego Granatu 2225 m.n.p.m.. Tu należy dobrze odpocząć, ponieważ dalej czeka nas godzinna wędrówka stromymi kominkami i szczelinami na całej długości ubezpieczonych łańcuchami. Ze szczytu za pomocą systemu łańcuchów schodzimy do Granackiej Przełęczy 2177 m.n.p.m. Samo zejście odbywa się po sześciennych, gładkich i zrębowych skałach, na których często nie ma gdzie postawić stopy. To zejście jest szczególnie męczące dla rąk. Schodząc dalej, w jej żlebie jest umieszczonych mnóstwo łańcuchów, ponieważ jest tu tak ślisko, że wielu idących tędy turystów ma problem z utrzymaniem się stabilnie na nogach. Trudność potęguje tu dodatkowo wystająca na całej długości, wzdłuż (!), w środku ścieżki, ostra, wąska ale bardzo długa skała, a buty trekingowe są tu za szerokie dla tego miejsca, przez co trudno utrzymać równowagę. Najgorsze jest to, że ścieżka zakończona jest 90-cio stopniowym zakrętem, za którą znajduje się przepaść.
W razie pośliźnięcia i nie chwycenia się łańcucha nie mamy żadnych szans na uratowanie się, dlatego to miejsce należy do jednych z najniebezpieczniejszych na tym szlaku. Miejsce to jest szczególnie trudne, bo ze względu na dwie biegnące tu ciasne szczeliny i wystającą skałę w środku ścieżki, którą idziemy, bardzo trudno jest złapać się stabilnie jakichkolwiek łańcuchów. Po przejściu tego etapu idziemy przez chwilę mniej wymagającymi skałkami i naszym oczom ukazuje się nowa, srebrna drabinka, która w przeciwieństwie do pierwszej, jest stabilnie osadzona i można jej w pełni zaufać. Po jej przejściu mijamy Orlą Basztę i schodzimy kolejnym bardzo stromym zejściem w dół, o podobnym poziomie trudności, co poprzednio. Teraz czeka nas wejście trudnym, bardzo stromym i wyczerpującym kominkiem na Przełęcz pod Buczynowymi Czubami. Komin jest wyczerpujący ze względu na konieczność trzymania łańcuchów na całej długości. Dodatkowo cały ten odcinek przechodzimy nad ogromną przepaścią. W tym miejscu idący pierwszy raz turyści z Krzyżnego zwykle rezygnują z dalszej wyprawy.
Nie zdobywamy Wielkiej Buczynowej Turni, a jedynie omijamy ja szerokim trawersem, ale za chwilę czeka nas kolejne trudne zejście o poziomie trudności takim samym jak za Skrajnym Granatem. Tuż po przejściu tego momentu wchodzimy niebezpieczną ścieżką na Buczynowe Czuby. Od teraz czeka nas nieco łatwiejsze zejście z małą ilością łańcuchów, by dotrzeć do Buczynowej Przełęczy za pomocą ostatniego systemu łańcuchów w szczelinie skalnej. Dalsza droga na Krzyżne 2112 m.n.p.m. jest już bardzo łatwa i prowadzi równym chodnikiem z kamieni. Po dojściu na Krzyżne widzimy najwspanialszą panoramę na Tatry Wysokie i Bielskie. Słychać stąd również Siklawę, która znajduje się 1000 metrów pod nami oraz Wielki Staw Polski i Przedni Staw Polski. Krzyżne to koniec Orlej Perci i od teraz czeka nas dwugodzinne zejście do Murowańca jedynym, żółtym szlakiem, skąd przez kolejne dwie godziny będziemy szli do Kuźnic przez Boczań lub Dolinę Jaworzynki. Na całym szlaku nie ma wody, dlatego trzeba wziąć ze sobą dużo napojów i wysokokalorycznego, a raczej wysokoenergetycznego jedzenia.
{gallery}mike/tatrypolskie/wysokie/orlaperc{/gallery}